

A więc ja i Weronika poznałyśmy się w 1 klasie podstawówki. (Teraz pewnie macie pytanie - no to jaka to przyjaźń przez internet? Spokojnie, Zaraz się dowiedzie co się stało.) W 4 klasie stałyśmy się przyjaciółkami, mówiłyśmy sobie wszystko, nienawidziłyśmy tych samych osób, ufałyśmy sobie. W 6 klasie pewnego dnia Weronika się rozpłakała w szkole i ja nie wiedziałam o co chodzi, pytałam, ale nie chciała powiedzieć, w końcu to wydusiła z siebie i powiedziała, że w wakacje prawdopodobnie wyjeżdża do Niemczech na STAŁE. Po prostu nóż wbity w serce. Zaraz pojawiły mi się łzy w oczach i nie mogłam w to uwierzyć, mówiłam jej, że na pewno nie wyjedzie, ale po 1 lub 2 miesiącach to się potwierdziło, było już pewne w 100%, że Werczi wyjeżdża. Chciałyśmy te ostatnie 2 miesiące spędzić razem i jak najlepiej, ale w końcu nadszedł ten dzień- 27 czerwca ostatni dzień szkoły.
Na akademii i pożegnaniu z wychowawczynią wszystko było oki, ale po zaniesieniu świadectw do gimnazjum i powrocie do podstawówki wszystko we mnie pękło. Podczas próby pożegnania się z Weroniką rozpłakałam się, łzy leciały mi strumieniami, nie chciałam przyjąć do świadomość tego, że ona zaraz wyjedzie i nie będę widziała jej przez długi czas. Panie się z nas śmiały, że płaczemy, a przecież możemy do siebie przyjechać rowerem, ale gdy powiedziałyśmy im, że 1000km raczej nie przejedziemy rowerem to się uciszyły. Stałyśmy na środku korytarza i płakałyśmy. Nasze koleżanki próbowały nas pocieszyć, ale im to nie wychodziło. Nasza była wychowawczyni na pocieszenie dała nam po róży, ale sama miała łzy w oczach, że się z nami roztaje.

